30 tydzień ciąży.
Brzuch coraz bardziej widoczny, już nie da się ukryć, że jestem przy nadziei (a i zamiarów takich nie mam!). Gdy pewna część rodziny dowiedziała się, że oczekuję pierworodnego, nastała fala pytań. Pytań o pejoratywnym wydźwięku. Pytań, które osądzały i narzucały odpowiedź.
Niekorzystną dla mnie oczywiście.
"A ona z tym Mariusz jest po ślubie?" - przecież dobrze wiedzą, że nie mamy ślubu, po co więc starania mające na celu podkreślenie faktu, że to nieślubne dziecko?
"Jak to tak, bez ślubu chcą?" - ano, jak widać!
"A czy oni są gotowi?" - nie ciotkom moherowym to osądzać
"23 lata?! Nie za młoda na dziecko?!" - za młoda według kogo?
 |
źródło: http://www.se.pl |
Pytań takich pojawiało się mnóstwo. Oczywiście nie były skierowane do mnie bezpośrednio, tylko za plecami, a odpowiadać miały moja mama z babcią. Żadna z moherowych ciotek nie skonfrontowała swoich obaw, trosk czy zmartwień ze mną.
Aż do wczoraj.
Ewidentnie przegięłam. Pojechałam po bandzie na tyle, że trzeba było w końcu zareagować.
Nie dość, że mam dopiero 23 lata, wyprowadziłam się z domu od matki, która biedna teraz mieszka sama, mieszkam z mężczyzną i to be ślubu, w dodatku jestem w ciąży, to jeszcze mam czelność przychodzić do kościoła i nie brać komunii!
O tak, zawrzało wczoraj w kościele.
Cała sytuacja miała miejsce po mszy świętej w intencji mojego zmarłego w tym roku ojca.
Nie wiem kto zamówił mszę, jacyś jego znajomi z Niemiec.
Nieistotne.
Chodzę do kościoła, jakoś się tam tym wszystkim interesuję, od całkiem niedawna, ale staram się być chrześcijaninem, który coś niecoś wie.
Między innymi wiem, że nie żyję do końca w zgodzie z naukami jakie daje nasz Kościół.
Za nic w świecie w obecnej sytuacji nie dostałabym rozgrzeszenia od księdza.
Po pierwsze, za mieszkanie bez ślubu, a po drugie, za spłodzenie dziecka przed ślubem.
I nie oburzam się za to, nie chodzę naburmuszona, nie przeklinam na księży.
Akceptuję to i mimo wszystko uczestniczę w mszach, jednak bez przyjmowania komunii świętej.
Tak więc i wczoraj nie poszłam do komunii.
Przyczyna i skutek wiadome, można rzec, że widoczne gołym okiem :)
Po mszy jednak podeszła do mnie moherowa ciotka
"A Ty Martusiu nie poszłaś do komunii na mszy za Twojego ojca?" - eeee yyy, krótko wyjaśniłam, że żaden ksiądz mi rozgrzeszenia nie da i iść do komunii nie mogę.
"Nie wygłupiaj się! Wszyscy patrzą trzeba iść do komunii, później głupio gadać będą!".
Pogadała i poszła.
Hipokryzja nie ma granic.
Albo głupota raczej.
Ciotka i ludzie, którzy "patrzą i głupio gadają" ponad Bogiem?
Ludzie, na jakim my świecie żyjemy!